Wiele razy dostałam prośby o posty wnętrzarskie z poradami, inspiracjami. Jednak jedyny kawałek domu, jaki na moich zdjęciach mogliście dotychczas dopatrzeć to łóżeczko Nadii oraz moja toaletka. Dlaczego więc nic poza tym nie widać? Dlaczego więc mając dom nie "chwalę" się nim na blogu ani w mediach społecznościowych?
Kiedyś wspominałam Wam, że nasz dom pochodzi z "drugiej ręki". Zatem ktoś w nim przed nami mieszkał, urządził całość po swojemu, według własnej wizji i upodobań. Dziś postanowiłam uchylić Wam rąbka tajemnicy i pokazać chociaż w małej mierze jak wnętrza się prezentują obecnie. Gdzieś w czeluściach naszych zbiorów zdjęć mamy te, które prezentują poszczególne pomieszczenia jak wyglądały pierwotnie, może kiedyś wykorzystam je do pokazania metamorfozy totalnej, jednak dziś z tego zrezygnuję.
Jednak do rzeczy. Gdy stanęliśmy po raz pierwszy w progu tego domu, wiedzieliśmy, że chcemy odpuścić budowę. Pisałam Wam o tym szczegółowo tutaj (Kupno domu czy budowa?). Fakt, że prędzej będziemy "na swoim" przeważył, nie ma się co oszukiwać, ale także wzięło górę to, że dom był układem i bryłą dość zbliżony do tego z naszego projektu (projekt był jednak zachowany w bardziej nowoczesnym stylu, ale to nas nie zraziło do tego akurat domu). Dom tak czy siak robi wrażenie, zatem decyzja pozytywna zapadła. Wyobraźcie sobie - wszystko gotowe od sufitu aż po podłogę. Kuchnia już zabudowana ze wszystkimi sprzętami (musieliśmy jedynie wymienić mikrofalówkę, ponieważ poprzednia się zepsuła). Nie zapomniano również ani o garażu, ani o kotłowni, ani o roletach elektrycznych. Najdrobniejsze szczegóły były, więc na prawdę wiele nas ominęło. Zatem wystarczyło odświeżyć i można mieszkać! Postanowiliśmy odmalować wszystkie pomieszczenia, jakoś wkomponować to co mieliśmy w to co już jest, coś dokupić, czegoś się pozbyć, a co innego odsprzedać no i tym sposobem jest to co jest. Ostatnio zaczęliśmy wizualizować i zastanawiać się nad rygorystycznymi zmianami, do jakich będziemy dążyć i wiemy już, że wiele ulegnie zmianie. Zastanawiało nas też, dlaczego przy odmalowywaniu domu zdecydowaliśmy się na niektóre kroki... I tak np. klatka schodowa ma kolor jeansowy, salon obdarowany został dwiema ścianami na których prężą swe wdzięki niebieskie pasy (cały jest w kolorze złamanej bieli, więc byłoby to wystarczające), sypialnia zyskała kolor jagodowy, chociaż nie jest to jeszcze tragedią, bo meble w niej są białe, a przedpokój ma ciemnoszare ściany. Bez sensu, wiemy to już teraz... Jakimś cudem mój mąż na chwilę stał się ogromnym fanem kolorów, ja żeby nie było pstrokato wybierałam (tak mi się wydawało) mniejsze zło, no i wyszło co wyszło. Wydaje mi się też, że całość panująca w domu nastroiła nas też do tego i tak powstał ten misz-masz. A o jaką całość mi chodzi? Już Wam pokazuję. Zacznijmy od podłóg, które w całym domu są przeróżne - znajdziemy tu wszystko! Deska barlinecka w salonie (święcąca jak... po prostu bardzo świecąca, która niby pierwsze wrażenie robi dobre i najlepsze jeśli o podłogi w domu chodzi, jednak jest koszmarnie trudna w utrzymaniu w czystości, ale też już w tym momencie od takich podłóg po prostu się odchodzi), panele, kafle z bliżej nieokreślonymi wzorami oraz takie na wysoki połysk.
Cała góra pokryta jest panelami w odcieniu schodów. W salonie wymieniliśmy listwy łączące, ponieważ poprzednie miały kolor wściekle żółtego złota, co po prostu raziło w oczy, więc po raz kolejny wybraliśmy mniejsze zło. Te "urocze" gwiazdy zdobią salon przy kominku, a kafle z pierwszego zdjęcia pokrywają cały przedpokój oraz korytarz. Na schody położyliśmy dywaniki, ponieważ obrzeża są koszmarnie wytarte, więc chociaż w ten sposób póki co zostało to przykryte. Zatem powyższe zdjęcia ukazują parcie na styl, powiedzmy - klasyczny. Poniżej natomiast kuchnia - szafki na wysoki połysk, kafle także. Całość zachowana w racze nowoczesnym wydaniu. Nie czepiam się, wiem, że to akurat gdzieś tam do siebie pasuje, jednak nie jest to w moim klimacie. Kuchnia jest przytłaczająca, nad blatem ściany zdobią kafle w szaro-beżowym odcieniu, które dzielą listewki z zatopionymi ziarnami kawi i plastrami cytryn, a więc gdzieś jednak coś jednak do całości nie pasuje. Całość uwieńcza blat-barek z rurą od podłogi aż po sufit. Niegdyś było to faktycznie modne, jednak dziś marzy mi się jednak w tym miejscu zupełnie coś innego, jednak dziś nie o tym.
W łazience zapanował egipski klimat, a kominek postanowiono oprawić piaskowcem w jakimś bliżej nieokreślonym kolorze z szarymi fugami i wpadającymi w brąz marmurowymi półeczkami. Stół w salonie zawsze jest otulony obrusem i nie dlatego, że mam do nich słabość i jestem staroświecka. Stół jest tak koszmarnie porysowany, że z dwojga złego lepiej, aby emanował wdziękiem materiału jaki go otula, aniżeli swoją własną urodą.
To jedynie kilka przykładów. W tym poście natomiast muszę pamiętać, aby odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule. Otóż nie jest tak, że wstydzę się tych wnętrz. Sami świadomie zakupiliśmy ten dom, nikt nam nie kazał i nikt nas nie zmuszał. Widzieliśmy czy nam się to podoba czy nie. Najistotniejsze było to, że widzimy w tych wnętrzach potencjał i wiemy, że z biegiem lat dostosujemy je do własnych upodobań. Dziś jednak nie chciałabym, aby to mnie oceniano za dobór mebli, podłóg czy niektórych aranżacji. Ja jedynie starałam się, abyśmy my w tą całość w miarę się wpisali i odczekali spokojnie swoje. Ktoś mógłby powiedzieć - przecież płytki czy fronty można odmalować. Fakt, można, jednak jeśli wiemy, że kiedyś wiele umiejscowionych teraz rzeczy będzie w innych miejscach to szkoda nam czasu i zachodu, aby się w to bawić. Przede wszystkim zależy nam na ujednoliceniu podłóg w przyszłości, bez konieczności wspierania się listwami łączeniowymi. Póki co zrobiliśmy to co zdołaliśmy, a reszta musi zaczekać. Wychodzimy już teraz z założenia, że lepiej jest zrobić coś raz a dobrze, a przynajmniej po naszemu. Jak tak przejrzycie te przykładowe kadry z naszego domu, to dostrzeżecie, że tutaj na prawdę nic się do niczego nie ma. Jest niby jakaś wizja, ale kompletnie niespójna. I żeby było jasne - ja nie narzekam i nie żalę się. To tylko wnętrza, które można zmienić. Ja po prostu chciałam Wam powiedzieć, że na prawdę nie mam czym inspirować i radzić (póki co) jeśli chodzi o wnętrza. Teraz pozostaje mi skupić się na tym co jest teraz i zaplanować tym razem z głową i na spokojnie to co będzie kiedyś. Bez pośpiechu i parcia. Na wszystko przyjdzie czas.
Ja tylko raz zrobiłam wpis wnętrzarski, ale ogólnie wystrój wnętrz mnie w ogóle nie kręci, więc nie zajmuję się tym tematem ani w życiu, ani na blogu ;)
OdpowiedzUsuńNieważne jak, tzn ważne i grunt to dobrze się czuć w swoich czterech ścianach. Jednak uważam, że lepiej mieszkać w swoim domu, w którym stopniowo zachodzą zmiany niż wynajmować coś co też się nie spiszę tak jakbyśmy chcieli, a remont czyjegoś mieszkania to kiepska inicjatywa. Ale jeśli planujecie zmiany to oczywiście czekam na tą metamorfozę! I życzę dużo cieprliwości w tej kwestii ♥
OdpowiedzUsuńOj tak, tez tak uważam. No i grunt, aby było czysto, więc o porządek dbam i czekam aż nadejdzie dzień, gdy będę mogła rozpocząć metamorfozę <3
UsuńPrzecież dom to nie muzeum ani studio telewizyjne. Nie musisz wszystkiego pokazywać. A z drugiej strony, gusta się zmieniają...jestem pewna, że jeszcze nie raz zmienicie coś w swoim wymarzonym domu!:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Dokładnie, jednak dostałam wiele próśb o posty wnętrzarskie, a tak jak piszę, nie mam czym inspirować bo nic nie jest po mojemu w tym domku, więc czekam cierpliwie i cichutko na czas, gdy będę mogła dokonać zmian :) :***
UsuńAle tak to pięknie przedstawiłaś, że można by pomyśleć że to najnowszy trend ;-)
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie to mnie ostatnio bardzo pasjonuje urządzanie wnętrz, nawet przeszła mi myśl żeby zacząć studia w tym kierunku. Niestety mam już tak życie ustawione, że widmo zjazdów weekendowych mnie przeraża :-D
Hihi cieszę się kochana i dziękuję :* Oj ja marzę, aby nastał już dzień remontu w naszym domu i aby móc zrobić wszystko tak jak sobie wymarzyłam :)
Usuń