Dziś pora na kolejną część z cyklu wyprawkowego. Postanowiłam dzielić te posty, ponieważ rzeczy, które u nas się sprawdziły jest tak dużo, że ciężko byłoby mi zebrać je w jeden post. Poprzednie wpisy możecie zobaczyć tutaj, a tymczasem zajmijmy się gadżetami, które niesamowicie sprawdziły się w przypadku naszym i naszej córeczki.
Umówmy się - skoro gadżety, to nie koniecznie każdy musi je mieć w swojej wyprawce. One mają za zadanie ułatwić pewne kwestie, ale bez nich również można żyć. Jednakże miło jest, gdy coś może w czymś pomóc, dzięki czemu cały proces staje się łatwiejszy i przyjemniejszy. Zacznę od monitora oddechu. Zastanawiałam się nad nim bardzo długo, gdyż rozmawiając z mamami, które znałam - żadna nie posiadała przy swoim maluszku tego urządzenia. Ja wiedziałam, że w szpitalu, gdzie rodziłam one są, więc uznałam, że warto się im przyjrzeć i ewentualnie zaopatrzyć się w niego, aby posiadać go również we własnym domowym zaciszu. Zapoznałam się z cenami w firmach, które wypożyczają monitory, ale również z cenami używanych monitorów oddechu. Znalazłam kilka ofert w pobliżu mojego miejsca zamieszkania i stwierdziłam, że najlepiej będzie kupić własny. Używany, ale własny. Wybór padł na Babysense II. Z drugiej ręki na prawdę dużo nie kosztuje, można go bez problemu sprawdzić, czy nie jest popsuty, więc same plusy. Na szczęście u nas problemu bezdechu nie było, ale wiem, że jest on dość popularny (niestety), więc to taki gadżet ku spokojowi rodziców.
Kolejne dwa gadżety to produkty typowo cieszące oko, ale nie ukrywajmy - również służące pomocą w kryzysowych sytuacjach. Po pierwsze szumiący miś. Owszem, szum można włączyć w telefonie, uzyskać go za pomocą odkurzacza, czy suszarki do włosów. Jednak ja - typowa matka wariatka - oszalałam na punkcie słodkich misiów, a najbardziej ze wszystkich spodobał mi się Whisbear. Okazał się bardzo praktyczny dzięki łapkom-uchwytom. Na początku moja córka irytowała się na dźwięk szumisia, co mnie ogromnie zdziwiło i już nazwałam go bublem, jednak po kilku miesiącach przekonała się do niego i do usypiania zaczął się sprawdzać świetnie. Termofor to kolejna przydatna rzec i teraz o tym wiem. Nieważny wygląd, ważny efekt działania. Gdy zaczęły się kolki i kłopoty z alergią pokarmową masaż termoforkiem okazał się niesamowitą ulgą. Teraz wiem, że każdemu rodzicowi prędzej czy później może się przydać. Na końcu tej listy nie mogę nie wspomnieć o kokonie niemowlęcym. Chociaż na samym początku moja córka nie lubiła w nim leżeć i zdążyłam nagrać film, w którym mówiłam o nim jako o bublu wyprawkowym. Jako, że już go miałam, nie chciałam, aby leżał bez sensu nieużywany, próbowałam wciąż i wciąż córcię do niego przekonać i w końcu się z nim polubiła. Służył nam do ok. 5 miesiąca życia, później był już zbyt mały. Wygodne było przenoszenie w nim śpiącej w ciągu dnia córci, był praktyczny, aby móc go gdzieś ze sobą zabrać, więc gdziekolwiek nie byliśmy, Nadia miała swoje małe "schronienie", w którym czuła się bezpiecznie.
Gadżety są świetne, bo z reguły nie dość, że cieszą nas swoim wyglądem, to jeszcze są w stanie na prawdę ułatwić życie. Jestem ciekawa, co sądzicie o mich faworytach w dziedzinie tych dla maluszków, czy może kompletnie nie jesteście gadżeciarzami i jesteście w stanie zastąpić je czymś tańszym?
Przydadzą się takie podpowiedzi, gdyby mi przyszło kiedyś prezent kupować :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie też lubię czerpać takie inspiraje, bo tyle pojawia sie nowych gadżetów dla maluszków i potem łatwiej coś na prezent wybrać, jak już to ktoś przetestuje :) :**
Usuń