Mam wrażenie, że dopiero wczoraj pisałam Wam post o pierwszych dwóch tygodniach z noworodkiem, a już za tydzień miną trzy miesiące. Wiele się wydarzyło, troszkę już za nami, a wiele przed nami. Słyszeliście nieraz porady od innych mam "Byleby przeżyć pierwsze trzy miesiące!"? Chyba coś w tym jest!
Pisałam już Wam w wyżej wspomnianym poście o moim samopoczuciu fizycznym i psychicznym zaraz po porodzie. Wiadomo, dolegliwości te wieczne nie były i odeszły w zapomnienie już dawno, zatem skupmy się na naszej córce. Skok rozwojowy, o którym wówczas wspominałam wcale nim nie był, choć tak się na pierwszy rzut oka wydawało. Przez prawie dwa miesiące Nadia z dnia na dzień coraz mniej spała w ciągu dnia. Było dużo krzyku, noszenie na rękach, pojawiła się wysypka na buzi. Wizyta u pierwszego lekarza i diagnoza - skaza białkowa. Niestety podane zalecenia nie przynosiły oczekiwanych efektów, zatem wizyta u kolejnego lekarza - to zwykła wysypka, żadna skaza. A że dziecko płacze i ma kłopot z wypróżnianiem? No cóż, podawać kropelki przeciw kolce i wzdęciom... Wizyta u trzeciego lekarza i kolejna diagnoza - uczulenie na mąkę. Tak, nie przewidzieliście się, bez jakichkolwiek testów, które i tak póki co u takich malców nie są miarodajne, na podstawie jedynie wysypki szanowna Pani Doktor rozpoznała uczulenie na mąkę, a co za tym idzie - gluten. Jej porady także efektów nie przyniosły. Wreszcie czwarty lekarz i mamy pomoc! Jego porady pomogły i jak się domyślacie kłopoty brzuszkowe z dnia na dzień ustępowały, dziecko uspokajało się, wysypka znikała, a i w ciągu dnia zaczęły pojawiać się drzemki. To co według trzech lekarzy było normalne, normalnym nie było, a ja ze zmęczenia i poirytowania miałam ochotę wyć. Najważniejsze jednak w takich sytuacjach to być konsekwentnym i nie ufać w pierwszą lepszą poradę i cieszę się, że nie daliśmy za wygraną, bo po prostu jako rodzice byśmy się wykończyli, a Nadia nadal by cierpiała.
Z każdym miesiącem ilość drzemek i ogólna liczba godzin snu malała. Oczywiście w tym trudnym okresie, gdy nie wiedzieliśmy co dolega Nadii i jak jej pomóc w dzień nie spała wcale, a w nocy po prostu była zbyt zmęczona i zasypiała, jednak po przebudzeniu na jedzenie ciężko było ją ponownie uśpić. Ale umówmy się - jeśli i nas dorosłych coś boli, ciężko nam skupić się na śnie. Na szczęście ten koszmarny czas już za nami i teraz rytm dnia układa się zupełnie inaczej. U takiego maluszka progres rozwojowy widać dosłownie z dnia na dzień. Nagle na widok mówiących do niej osób zaczęła się uśmiechać, a uśmiech poszerzał się i stawał dłuższy, a teraz Nadia jest istnym śmieszkiem. Nam, rodzicom, aż serce skacze z radości i na te uśmiechy nie możemy się napatrzeć! Zabawki już są w stanie przykuć uwagę małej, a nawet robi do nich zabawne miny i po swojemu zaczyna gugać. Oczywiście przy zabawie jest w ciągłym ruchu - rączki i nóżki szaleją! Niesamowity jest to dla mnie widok i po prostu widzę, jak moje dziecko rośnie jak szalone.
Nasz rytm dnia staram się, aby był podobny względem rytuałów, takich jak zabawa, leżenie na brzuszku, spacer, aż w końcu kąpiel. Wychodzenie na dwór jest dla mnie ogromnie ważną kwestią i pomijam je tylko wtedy gdy pogoda już na prawdę nie sprzyja. Odkąd przestałyśmy mieć wyżej wspomniane kłopoty odwiedzamy obie babcie, a i również za nami jest już pierwsza większa "impreza", a mianowicie Chrzest kuzyna Nadii. Jak to jest poza domem? Oczywiście w samochodzie mała, jak każde dziecko przeważnie śpi i ubóstwia w nim przebywać. A już w gościach to wszystko zależy od dnia i humoru. Przeważnie jest grzeczna i nawet śmiało ucina sobie drzemkę, ale bywa i tak, że jest rozdrażniona i zwyczajnie dobry nastrój jej nie dopisuje.
W domu generalnie już mogę przy niej zrobić wszystko. Są dni marudzenia, zatem wówczas jestem w lesie ze wszystkim, ale ich jest bardzo mało (odpukać!). Oczywiście, gdy muszę wybrać się na większe zakupy, bądź załatwić inne sprawy, do opieki nad nią angażuję męża lub babcię, jeszcze nie czuję się najpewniej, aby biegać z małą po hipermarkecie, ale to kwestia czasu. Za nami już także pierwsze szczepienie i tak - podjęliśmy się szczepienia naszej córci i szanuję każdą inną decyzję rodziców, chociaż nie powiem - ewentualne powikłania, jak gorączka i rozdrażnienie spędzały mi sen z powiek. Wszystko jednak przebiegło pomyślnie i nic złego się nie działo.
Cieszę się, że teraz już jestem pewniejsza każdego kroku związanego z opieką nad Nadią. Kiedyś wydawało mi się to niesamowite, gdy mamy mówiły, że rozpoznają po płaczu dziecka, czego chce. Teraz sama już też tak mam i jestem z tego ogromnie dumna, że te trzy miesiące pozwoliły nam się aż tak bardzo poznać. Zważywszy na to, że wszystkiego uczyłam się od podstaw, bo nigdy przedtem nie było mi dane samej wziąć na ręce takiego brzdąca, zwykle ktoś umiejętnie mi go na rękach układał, nigdy wcześniej nie przebrałam ani jednego pampersa i nie ubrałam ani jednego bodziaka.
Nasz rytm dnia staram się, aby był podobny względem rytuałów, takich jak zabawa, leżenie na brzuszku, spacer, aż w końcu kąpiel. Wychodzenie na dwór jest dla mnie ogromnie ważną kwestią i pomijam je tylko wtedy gdy pogoda już na prawdę nie sprzyja. Odkąd przestałyśmy mieć wyżej wspomniane kłopoty odwiedzamy obie babcie, a i również za nami jest już pierwsza większa "impreza", a mianowicie Chrzest kuzyna Nadii. Jak to jest poza domem? Oczywiście w samochodzie mała, jak każde dziecko przeważnie śpi i ubóstwia w nim przebywać. A już w gościach to wszystko zależy od dnia i humoru. Przeważnie jest grzeczna i nawet śmiało ucina sobie drzemkę, ale bywa i tak, że jest rozdrażniona i zwyczajnie dobry nastrój jej nie dopisuje.
W domu generalnie już mogę przy niej zrobić wszystko. Są dni marudzenia, zatem wówczas jestem w lesie ze wszystkim, ale ich jest bardzo mało (odpukać!). Oczywiście, gdy muszę wybrać się na większe zakupy, bądź załatwić inne sprawy, do opieki nad nią angażuję męża lub babcię, jeszcze nie czuję się najpewniej, aby biegać z małą po hipermarkecie, ale to kwestia czasu. Za nami już także pierwsze szczepienie i tak - podjęliśmy się szczepienia naszej córci i szanuję każdą inną decyzję rodziców, chociaż nie powiem - ewentualne powikłania, jak gorączka i rozdrażnienie spędzały mi sen z powiek. Wszystko jednak przebiegło pomyślnie i nic złego się nie działo.
Cieszę się, że teraz już jestem pewniejsza każdego kroku związanego z opieką nad Nadią. Kiedyś wydawało mi się to niesamowite, gdy mamy mówiły, że rozpoznają po płaczu dziecka, czego chce. Teraz sama już też tak mam i jestem z tego ogromnie dumna, że te trzy miesiące pozwoliły nam się aż tak bardzo poznać. Zważywszy na to, że wszystkiego uczyłam się od podstaw, bo nigdy przedtem nie było mi dane samej wziąć na ręce takiego brzdąca, zwykle ktoś umiejętnie mi go na rękach układał, nigdy wcześniej nie przebrałam ani jednego pampersa i nie ubrałam ani jednego bodziaka.
Wiesz co, patrząc z perspektywy widzę, że nas, młode mamy może uratować tylko spokój i odrobina zdrowego rozsądku. Cieszę się, że Nadia się uspokoiła a Ty odkrywasz uroki macierzyństwa. To bardzo fajne chwile, chociaż kiedy maleństwo ryczy w niebogłosy albo nie masz czasu na nic, wcale to tak nie wygląda;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
A im dziecko starsze, tym czas szybciej leci ;) Mój syn za miesiąc obchodzi 6te urodziny, a ja się zastanawiam, kiedy to zleciało :)
OdpowiedzUsuńawwwwww this is beautiful <3
OdpowiedzUsuńxoxo, rae
http://www.raellarina.net/
super wspis, pozdrawiam was
OdpowiedzUsuń